Jak rozpoznać fake newsy w sieci
Nowa twarz propagandy. Jak rozpoznać fake newsy w sieci
Twitterowe konto Rachel Blevins, amerykańskiej z pochodzenia korespondentki Russia Today od kilku dni jest opatrzone nieusuwalnym opisem „media powiązane z państwem rosyjskim”. Blevins żąda likwidacji tego nagłówka, deklarując, że jest „samodzielną dziennikarką, która nie wypowiada się w imieniu Rosji ani rosyjskich mediów”. Tak się jednak składa, że jej profil pełen jest informacji i interpretacji mocno prorosyjskich. Blevins sugeruje na nim np., że sytuacja na Wyspie Węży nie miała miejsca, a Władimir Zełenski jest nieodpowiedzialny i prowadzi swój naród na rzeź, jest też w swoich wpisach mocno antyamerykańska.
Rachel Blevins to istniejąca osoba, ale masa z pozoru szczerych i niewinnych internetowych wpisów, zasiewających w ludziach lekkie wątpliwości co do prawdziwości informacji płynących z wiarygodnych źródeł, generowana jest przez wyspecjalizowane w tym internetowe fałszywe konta lub boty. Ludzka wyobraźnia i nieufność wykonują resztę pracy, na którą tak liczą propagandyści.
– Dezinformacja online i fake newsy to nowa odsłona znanej od tysiącleci propagandy. Rozwój technologii dał specjalistom z tej dziedziny mnóstwo nowych narzędzi – od astroturfingu (publikowania treści z setek bądź nawet tysięcy fałszywych kont), przez zarządzanie strachem („puszczanie w obieg” fałszywych informacji, podchwytywanych przez kolejnych użytkowników, często w dobrych intencjach) aż po wprowadzanie chaosu i zamieszania przez publikowanie sprzecznych informacji – przyznaje Adam Kaliszewski, szef zespołu digital w agencji Solski Communications i ekspert IAB Polska.
Najzdrowiej jest zachować wobec każdej powielonej w mediach społecznościowych kontrowersyjnej informacji zdrowy sceptycyzm. Zanim się ją powieli lub nawet skomentuje, generując dodatkowy ruch w internecie, o który chodzi propagandystom – warto sprawdzić, czy przypadkiem nie została już przeanalizowana przez którąś ze stron demaskujących fake newsy. W Polsce fact checkingiem zajmują się wyspecjalizowane w tym portale i profile w mediach społecznościowych. Mamy m.in. Demagog, Konkret24 i Oko.press.
Wojna na Ukrainie. Multum pułapek dezinformacyjnych
Fałszywą informację można nieświadomie powielić bez żadnych złych intencji. Dowodem na to jest, chociażby okładka magazynu „Time” ze zdjęciem Władimira Putina uzupełnionym o hitlerowski wąs, która nigdy nie została opublikowana przez ten tytuł. Ale wielu osobom wydała się tak trafnym komentarzem do bieżącej sytuacji, że powielały ją, nie zadając sobie pytania o to, czy jest prawdziwa.
– Znane serwisy factcheckingowe (np. Demagog) weryfikują pojawiające się w przestrzeni social mediów informacje poświęcone rosyjskiej inwazji. Właściciel jednego z narzędzi do monitoringu internetu uruchomił specjalny program wyszukiwania fałszywych kont siejących dezinformację. W walkę z propagandą włączają się też sami użytkownicy – cieszy szerokie zrozumienie tematu i traktowanie „krótko” profili siejących dezinformację – zgłaszanie ich do administratorów serwisów, usuwanie z grup czy prywatne banowanie – mówi Kaliszewski.
Wspomniane narzędzie do monitoringu internetu to Brand24, a jego właściciel to Michał Sadowski, który uruchomił na Twitterze profil Demaskujemy dezinformację. Można poprzez niego zgłaszać do zablokowania propagandystyczne konta.
– Obserwujemy wzmożoną aktywność profili napędzających putinowską propagandę próbującą bagatelizować polską pomoc dla walczącej Ukrainy. Są tak leniwi, że dodają stockowe zdjęcia – podali autorzy tego profilu nad jednym z postów.
Już 25 lutego Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych podał, że ciągu 48 godzin poprzedzających jego wpis „zidentyfikował działanie przynajmniej trzech zorganizowanych grup roboczych, prowadzących dezinformację w obszarze polskich mediów społecznościowych – szczególnie w kanałach Facebook i Twitter”. Siła rażenia takich komunikatów jest ogromna. Jak podał IBIiMS, „łączne dotarcie komunikatów tych grup estymowane jest na poziomie 2 milionów kontaktów z informacjami”.
Potwierdziło się też, że prorosyjskie wpisy generowane są przez te same konta, które jeszcze niedawno specjalizowały się w czasie pandemii w narracji antyszczepionkowej.
– Od dawna mogliśmy obserwować podejrzane działania w serwisach online i mediach społecznościowych, nakierowane na osłabienie roli Polski w UE i NATO (czy wręcz na wyprowadzenie naszego kraju z tych struktur) czy zorganizowane kampanie przeciwko zdrowiu publicznemu (antyszczepionkowe). Obserwacje ekspertów wskazują, że np. te same anonimowe konta, które wcześniej publikowały treści antyszczepionkowe, obecnie zmieniły tematykę, nazwę i zajmują się publikowaniem prorosyjskiej i antyukraińskiej propagandy – mówi Kaliszewski.
Wojna Rosji z Ukrainą. Dezinformacja nie tylko w Polsce
To samo dzieje się w innych krajach. Słowacja, która wyjątkowo mocno odczuła zalew propagandowymi prorosyjskimi informacjami, 25 lutego na burzliwym posiedzeniu parlamentu przyjęła obowiązujące na razie do 30 czerwca 2022 r. przepisy, które umożliwiają natychmiastowe zamykanie witryn rozpowszechniających takie informacje. Powstała długa lista „podejrzanych” portali, które policja może teraz w każdej chwili zlikwidować. Podobne działania prowadzą Czesi.
Z informacyjnymi manipulacjami pomaga walczyć Global Desinfomation Index analizujący internet pod kątem face newsów. Można je też weryfikować na unijnej stronie Euvsdisinfo.eu, która stworzyła osobną zakładkę z krążącymi po internecie informacjami poświęconymi wojnie na Ukrainie.
W Polsce najbezpieczniej czerpać informacje na temat tego, co dzieje się na naszej wschodniej granicy i w samej Ukrainie z dużych i znanych mediów.
– W czasach dezinformacji i wojny informacyjnej najlepiej ograniczyć źródła informacji do pewnych i sprawdzonych. Nie zawsze jednak jest to wystarczające, a informacje w kanałach oficjalnych bywają spóźnione i niepełne. W przypadku konfliktu zbrojnego oczywistym źródłem jakościowej informacji z dodatkowym filtrem „anty-fakenewsowym” wydają się społecznościowe konta znanych dziennikarzy zajmujących się tematyką obronności. Są oni obecni na Twitterze i na Facebooku, analizując wydarzenia w czasie rzeczywistym i weryfikując napływające informacje – mówi Kaliszewski.
I dodaje: – W kontekście samego kryzysu humanitarnego, sytuacji na przejściach granicznych i potrzebnej pomocy – najlepiej kierować się na profile (idealnie – zweryfikowane) znanych organizacji pomocowych, które prowadzą działania wspierające ludność ukraińską po obu stronach granicy. To również najlepsze źródło informacji o tym, jaka pomoc jest w danym momencie najbardziej potrzebna. Warto też – zarówno w kontekście kryzysowym i wojennym, jak i pomocowym – śledzić profile lokalnych władz samorządowych, a także serwisy informacyjno-kryzysowe, takie jak np. warszawskie 19115.