Biznes lepiej się udaje koło pięćdziesiątki. „Wśród młodych ludzi jedna na pięć osób będzie miała potencjał odniesienia sukcesu we własnej firmie. A wśród 40+ to aż jedna na dwie”
Badania przeprowadzone kilka lat temu przez Harvard Business Review wykazały, że dla inwestora mającego do wyboru postawienie na młodego przedsiębiorcę lub na tego w średnim wieku, bezpieczniej byłoby postawić na tego drugiego. Dlaczego więc tak wielu inwestorów stawia na młodych? Jedną z hipotez wyjaśniających to zjawisko jest to, że inwestorom nierzadko udaje się uzyskać lepsze warunki dla inwestycji kosztem tych młodych – mówi dr Paweł J. Dąbrowski, adiunkt w Menedżerskiej Akademii Nauk Stosowanych w Warszawie, autor książek, m.in. „Praktycznej teorii negocjacji”
FORBES: W swojej książce „Przedsiębiorczość biurokratyczna” pisze pan o „wielkim micie młodości”. Na czym on polega?
Dr Paweł J. Dąbrowski*: W Polsce od wielu lat funkcjonuje w świadomości społecznej zbitka myślowa „młody = przedsiębiorczy”. Fakt, młodzi ludzie – zwłaszcza mężczyźni – znacznie chętniej podejmują ryzyko, co jest pozytywnie skorelowane z przedsiębiorczością. Ale czy to na pewno dobrze? Ochota na ryzyko, adrenalinę, to też przebieganie przez jezdnię pomiędzy pędzącymi samochodami. Gorzej, że za tą zbitką idzie intensywna propaganda i programy uprzywilejowujące firmy zakładane przez młodych ludzi. A to już groźne.
W jakim sensie?
W sensie skutków gospodarczych. Groźne jest budowanie przekonania, że przedsiębiorczość to domena zastrzeżona wyłącznie nieomal dla ludzi młodych. Temu właśnie przede wszystkim przypisać można fakt, że w Polsce osoby w wieku 50 lat i więcej były coraz mniej aktywne w tworzeniu przedsiębiorstw: w 2004 r. założyły one 18,1 proc. firm, a w 2007 r. już tylko 12,3 proc. Po 2010 r. danych brak, ale możemy założyć, że jest tylko gorzej.
Dlaczego?
Brak programów wsparcia przedsiębiorczości dla osób dojrzałych wysyła społeczeństwu sygnał, że przedsiębiorczość jest dla młodych. W psychologii nazywa się to „efektem Pigmaliona”, czyli samospełniającej się przepowiedni. Społeczeństwo atakowane ze wszystkich stron przekazami, że biznes jest dla młodych, zaczyna w to po prostu wierzyć. Tymczasem z międzynarodowych badań nad korelacją między wiekiem i przedsiębiorczością wynika coś zupełnie odwrotnego.
Co konkretnie?
Badania Fundacji Kaufmana pokazały, że w Stanach Zjednoczonych osoby w wieku 55-64 lat częściej niż inne grupy społeczne zakładały własne firmy. Co więcej, w każdym kolejnym roku analizy porównawczej prowadzonej przez 10 lat osoby w wieku 55-64 miały wyższy wskaźnik aktywności przedsiębiorczej niż te w wieku 20-34. Dodajmy do tego, że dwie trzecie założycieli firm było w wieku 35-54, średnia wieku założycieli firm technologicznych wynosi 39 lat, a wśród tych ostatnich było dwukrotnie więcej osób powyżej 50 roku życia, niż poniżej 25. Inne badania, przeprowadzone kilka lat temu przez Harvard Business Revieww USA wykazały, że dla inwestora mającego do wyboru postawienie na młodego przedsiębiorcę lub na tego w średnim wieku, bezpieczniej byłoby postawić na tego drugiego.
Dlaczego więc tak wielu inwestorów stawia na młodych?
Jedną z hipotez wyjaśniających to zjawisko jest to, że inwestorom nierzadko udaje się uzyskać lepsze warunki dla inwestycji kosztem tych młodych. HBR, robiąc te badania, odkrył też, że średni wiek przedsiębiorców w momencie zakładania firmy to 42 lata. A zawężając się do grupy start-uperów high-tech, wiek ten wzrósł do 45.
Jak to? Przecież ojcowie-założyciele Big Techów mieli po dwadzieścia parę lat, gdy startowali.
Ale wielki sukces odnieśli o wiele później. Jeff Bezos miał 35 lat, gdy Amazon zaczął sprzedawać coś więcej niż książki, a 41 lat, gdy uruchomił Amazon Prime. Z kolei Steve Jobs miał 52 lata, gdy Apple wypuściło na rynek iPhone’a. Owszem, Bill Gates w wieku 31 lat był najmłodszym miliarderem, ale stało się to dopiero dekadę po założeniu Microsoftu.
No dobrze, ale co jest złego we wspieraniu przedsiębiorczości młodych?
To po prostu nieekonomiczne. Bo czy naprawdę ma sens inwestowanie ogromnych pieniędzy w te obszary, gdzie spodziewane zyski są bardzo niskie? To tak, jakby rolnik z największym zapałem obsiewał najmniej urodzajne zagony, pozostawiając odłogiem te najżyźniejsze. Natomiast patrząc z ekonomicznego punktu widzenia należałoby najpierw sprawdzić, gdzie — i w kogo — zainwestowane pieniądze dają najlepszy efekt. Na podstawie pracy z wieloma różnorodnymi grupami szacuję, że wśród chętnych młodych ludzi jedna osoba na pięć będzie miała potencjał odniesienia sukcesu w prowadzeniu własnej firmy. Natomiast wśród osób dojrzałych (40+) będzie to jedna na dwie. Można się też spodziewać — na podstawie przytaczanych wcześniej badań — że osoby dojrzałe w swych firmach zatrudnią o 50 proc. więcej osób, a to oznacza, że nakłady na programy kreowania miejsc pracy przez osoby dojrzałe mogą być nawet dwu-trzykrotnie bardziej efektywne.
Tymczasem powszechne jest przekonanie, że po 50-tce należy szykować się na emeryturę.
To ogromny błąd, bo wypierając takich ludzi z rynku pracy czy z obszaru przedsiębiorczości tracimy potencjał intelektualny, potencjał wiedzy – a to dojrzali ludzie wiedzą czego potrzebuje klient, gdzie są problemy, mają doświadczenie organizacyjne i sieć kontaktów. Są też bardziej wiarygodni dla instytucji finansowych czy kontrahentów. Przypomina mi się historia Romana Kluski, twórcy i byłego prezesa Optimusa, producenta komputerów. Zanim go założył, był zastępcą dyrektora w Sądeckich Zakładach Napraw Autobusów i miał z tego tytułu wyrobioną reputację wiarygodnego człowieka. Kluska powiedział swoim kontrahentom: „Mogę zrobić wam komputery taniej niż gdzie indziej i zrobię to dobrze, ale musicie mi z góry zapłacić”. Dziś brzmi to absurdalnie, ale w tamtych realiach kapitał zaufania, który zbudował, był wystarczającą podwaliną pod biznes. Dodajmy do tego, że dojrzali ludzie o wiele częściej uwzględniają ryzyka związane z wypadkami losowymi, które w swoich konsekwencjach mogą być dla firmy groźne. A badania, przeprowadzone w Pakistanie na próbie 131 małych i średnich przedsiębiorstw pokazały, że wiek przedsiębiorcy jest silnie skorelowany z pozytywnymi wynikami funkcjonowania firmy, jak również z wielkością wytworzonego zatrudnienia.
Z jakiego powodu?
Jego autorzy uzasadniali to tym, że we wczesnych latach prowadzenia własnej firmy przedsiębiorcy mieli okazję posmakować doświadczeń z różnych firm, zyskując lepsze rozumienie otoczenia biznesu. Efekt? Dojrzali przedsiębiorcy tworzą zdrowsze firmy i więcej miejsc pracy. O doświadczeniu zawodowym jako kluczowym czynniku decydującym o sukcesie firmy, piszą też badacze HBR-u, którzy odkryli, że ci, którzy posiadali co najmniej trzy lata doświadczenia zawodowego przed założeniem firmy, mieli o 85 proc. większe szanse na uruchomienie udanego start-upu.
A jak to wygląda w naszym kraju?
Niestety, w unijnych programach wspierających przedsiębiorczość w ogóle nie bierze się tych zależności pod uwagę, nierzadko przez ograniczenia wiekowe całkiem eliminując ludzi z doświadczeniem. Młodym wmawia się, że są genialnymi przedsiębiorcami, a starszych szufladkuje jako nieporadnych. Pamiętam plakat pokazujący kobietę koło 50-tki w zagraconej i pajęczynami obrośniętej pakamerze, a do tego hasło: „Zatrudniaj, nie wykluczaj”. Założenie mentalne u podstaw tego przekazu jest okropne – starzy są niedołężni, więc firmy z litości powinny ich zatrudniać. Przedsiębiorcy, podejmujący decyzję o zatrudnienieniu tej, czy innej osoby z z takich pobudek nie mogą działać. W rzadkich przypadkach, gdy ktoś tak zrobi, są jak zatruty owoc, bo oparte na ułomnych relacjach – łasce, współczuciu. Podczas, gdy można by zrobić, jak samorząd australijskiego stanu Wiktoria, który najpierw poszukał dobrych praktyk związanych z różnorodnością wiekową, a potem je promował.
Jakie to były praktyki?
Np. firma Budget, która wynajmuje auta, miała najbardziej efektywne zespoły mieszane pod względem wieku – starsza osoba ogarniała papierologię, a młoda załatwiała kwestie związane z autem na placu. Inna firma, Bunnings, która prowadzi wielkopowierzchniowe sklepy ogrodnicze i DIY, zatrudniała starszych, którzy zjedli zęby na ogrodnictwie i budowlance, więc byli w stanie najlepiej doradzić klientowi jaki klej jest do czego i które rośliny są na słońce, a które do cienia. Bo wiedza przychodzi z wiekiem i pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć szybkim szkoleniem.
Wiedzy z pewnością odmówić nie można naukowcom na uczelniach wyższych, którzy coraz częściej – właśnie w starszym wieku — mają własne spółki i komercjalizują wynalazki.
To fakt, pamiętam, że swojego czasu była nawet moda, aby profesor na uczelni miał swoją spółkę, bo tak to wygląda na Zachodzie. U nas zbyt często jednak brakuje biznesowej otoczki, którą na Zachodzie naukowcom zapewniają ich uczelnie. Bez tego ciężko coś skomercjalizować, bo można mieć świetny projekt, ale nie wiedzieć jak zbudować system produkcji, aby liczba produkowanych sprzętów uzasadniała budowanie organizacji, jak sprzedać finalny produkt i jak zbudować sieć sprzedaży. Na szczęście w Polsce coraz częściej naukowcy rozumieją potrzebę posiadania takiej biznesowej otoczki, czego przykładem może być prof. Grażyna Ginalska z Lublina, która zajmowała się odbudową kości z wykorzystaniem sztucznej masy i weszła w spółkę z doświadczoną w prowadzeniu firmy ekipą, która zainwestowała w jej projekt. Oni wiedzą jak funkcjonuje biznes, a on zna się na kościach.
Mało się słyszy historii starszych przedsiębiorców. Czy nagłaśnianie ich może sprawić, że będzie ich więcej?
Zdecydowanie tak. Pokazywanie takich osób pozwoli odkłamać mit młodości. Powinniśmy jak najczęściej mówić o ludziach, którzy w starszym wieku wzięli sprawy w swoje ręce i rozkręcili biznes. Takich jak Zbigniew Grycan, który w 2001 r. sprzedał firmę „Zielona Budka”, a trzy lata później, w wieku lat 65, założył nową, odnoszącą ogromne sukcesy rodzinną firmę „Grycan — Lody od Pokoleń”. Albo takich, jak płk Sanders, który — gdy w wieku mocno emerytalnym poszedł do opieki społecznej po czek pomocowy — stwierdził, że to dla niego tak upokarzające, że więcej tego nie chce. Zaczął więc szukać nabywców na swoją recepturę smażonych kurczaków i tak powstało Kentucky Fried Chicken (KFC). Potrzebujemy też dobrych praktyk pod względem efektywnego wykorzystania osób dojrzałych w organizacjach od strony właśnie efektywności, a nie ponieważ to humanitarne. No i gdyby udało się bardziej spopularyzować badania, które dowodzą, że przedsiębiorczość w późniejszym wieku jest po prostu skuteczniejsza, przekonamy ludzi z doświadczeniem, know how i siecią kontaktów do zaangażowania się w tworzenie bardziej innowacyjnej gospodarki, której podstawą nie są wcale darmowe granty dla młodych, ale właśnie mądra, efektywna i dojrzała emocjonalnie przedsiębiorczość.
*Dr Paweł J. Dąbrowski — adiunkt w Menedżerskiej Akademii Nauk Stosowanych w Warszawie, prowadził własną firmę szkoleniowo-doradczą Kreatywne Strategie. Jest autorem książki „Praktyczna teoria negocjacji” oraz ponad setki artykułów popularnonaukowych i naukowych.